Każdego miesiąca rynki finansowe zalewa prawdziwa lawina publikacji makroekonomicznych z czołowych gospodarek świata. Z uwagi na kluczową rolę dolara i Wall Street w światowym systemie finansowym, najwięcej danych „produkują” oczywiście Stany Zjednoczone. Średnio na rynek trafiają stamtąd trzy raporty dziennie, które w jakimś stopniu absorbują uwagę inwestorów.
Te najważniejsze to PKB, stopa bezrobocia, zmiana zatrudnienia w sektorze pozarolniczym, produkcja przemysłowa, sprzedaż detaliczna, inflacja, bilans handlowy, indeks nastroju przygotowywany przez Uniwersytet Michigan, indeks zaufania konsumentów przygotowywany przez Conference Board, indeksy ISM dla sektora usług i produkcji oraz raporty z amerykańskiego rynku nieruchomości opisujące sprzedaż domów na rynku pierwotnym i wtórnym. Ich uzupełnieniem są pojedyncze dane z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Szwajcarii, Japonii czy też Chin. Nie należy również zapominać o decyzjach czołowych banków centralnych ws. stóp procentowych.
Jakkolwiek w tej grupie raportów, nawet inwestor o niewielkim stażu dość łatwo może wyróżnić te, które systematycznie przykuwają uwagę, to już wskazanie stałej zależności pomiędzy raportami makroekonomicznymi a reakcją rynku akcji czy też rynku walutowego, jest praktycznie niemożliwe. Te zależności nie tylko zmieniają się na przestrzeni lat, ale są też kształtowane...