Chińskie władze chcą, żeby wszystkie zagraniczne spółki działające na terenie tego kraju wyspowiadały się ze swojej kondycji finansowej. Taki "audyt", jak się określa akcję, ma zapobiec ewentualnej panice, jaką mógłby wywołać upadek choćby jednego tylko podmiotu.
Zdaniem obserwatorów, działania oddają nerwowość panującą wśród chińskich władz. O sytuacji finansowej zagranicznych partnerów mają informować chińskie spółki, które tworzą z nimi joint venture. Temu obowiązkowi mają też podlegać banki, fundusze hedgingowe i firmy private equity z Hongkongu. Partia Komunistyczna boi się, że jakiekolwiek większe bankructwo może wywołać odpływ inwestorów. Banki inwestycyjne już zresztą wystawiły na sprzedaż swoje biurowce w Szanghaju, bo gromadzą pieniądze.
Innym z posunięć władz w Pekinie jest też zawieszenie możliwości przeprowadzania ofert akcji na giełdach w Szanghaju i Shenzhen. Taki zakaz obowiązywał już w 2005 r., gdy ostatnim razem obserwowano zamieszanie na rynkach.