Do napisania niniejszego felietonu skłoniło mnie jedno zdanie z książki „Breakout nations – in pursuit of the next economic miracles". Brzmi ono mniej więcej tak: „Przeciętny czas trzymania określonych akcji przez amerykańskich inwestorów – tych dużych i tych małych – systematycznie spada; w połowie lat 60. wynosił 16 lat, obecnie już niespełna 4 miesiące". Ponieważ książka powstała kilka lat temu, można przypuszczać, że ten horyzont inwestycyjny uległ dalszemu skróceniu.
Te kilka cyfr obrazuje bardzo istotne zmiany z punktu widzenia funkcjonowania nie tylko sfery finansowej, ale przede wszystkim sfery realnej gospodarki. Kilkadziesiąt lat temu przeciętny inwestor był zainteresowany tym, by spółka, której akcje kupuje, inwestowała w długofalowy rozwój. By starała się uzyskać przewagę konkurencyjną poprzez nakłady na badania i rozwój, wprowadzanie nowych innowacyjnych produktów, by generowała stabilne wyniki finansowe w długim okresie. W skali makro przekładało się to na...