Ze zdumieniem przeczytałem w "Gazecie Wyborczej" rozmowę z byłym p.o. prezesa Elektrimu, Waldemarem Siwakiem, który stwierdził, że na uratowanie spółki miał świetny pomysł, ale nie zdążył go zrealizować, gdyż został odwołany. Na czym polegał ów genialny plan?
Żeby zapewnić sobie "święty spokój", jak zaznaczył Waldemar Siwak, spółka powinna skupić z rynku 25% własnych obligacji zamiennych. W prospekcie emisyjnym tych papierów zapisano, że każda decyzja obligatariuszy (także dotycząca złożenia wniosku o upadłość) musi być podejmowana przy akceptacji 75%...