Załóżmy taką sytuację. Umawiam się z kolegą i każdy z nas zakłada fundusz. Albo prościej - jako zarządzający funduszami (najlepiej ubezpieczeniowymi, bo ich klienci i tak się nie połapią) postanawiamy okazać sobie braterską pomoc w trudnych czasach. Kto za to zapłaci? Klienci zarządzanych przez nas funduszy. Bierna masa, która często nawet nie wie, co kupiła. No, więc robimy tak: ponieważ trend boczny katuje giełdę i nasze portfele, musimy przekonać rynek, że się strasznie myli i nie docenia naszych walorów. Ja docenię walory kolegi, a on moje. Pocieszać się będziemy nie przy ukochanej "whisky on the rocks" (to potem), ale...