Powiedzieć, że ostatnich kilkanaście miesięcy nie było dla spółek energetycznych łaskawych, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Łączny udział PGE, Enei, Energi i Tauronu w indeksie WIG20 wyniósł na początku czerwca około 10 proc., podczas gdy jeszcze w kwietniu ubiegłego roku było to ponad 14 proc. Sama wartość rynkowa PGE spadła od swoich szczytów jesienią 2014 roku do tegorocznego dołka o 20 mld zł. Problemów, z którymi musi się zmagać ten sektor nie tylko w Polsce, jest bez liku. W niektórych krajach oznaczają one powolną agonię energetyki opartej na węglu. Muszę jednak przyznać, że jeśli spojrzymy w krótszym terminie, to nawet przy tych wszystkich czarnych chmurach nad branżą skala przeceny może się wydać niewspółmiernie wysoka. Choćby dlatego, że na przykład dyskutowane przez wiele miesięcy wsparcie dla największej w Europie spółki węglowej to ponad 2 mld zł, z czego na PGE przypadło 500 mln – czyli mimo wszystko niewiele przy wspomnianej utracie wartości.
Oczywiście nie tylko ratowanie górnictwa było powodem spadków. Nie zapominam o niskich cenach energii, czy też przykrym dla wytwórców...