Ostatnie dni publicznej debaty zdominowane zostały przez temat rzeczywistych i domniemanych podróży służbowych posłów realizowanych z wykorzystaniem prywatnych samochodów. Szczęśliwy to kraj, w którym nie ma większych zmartwień. I nieszczęśliwy to kraj, w którym tak proste problemy nie mają równie prostych rozwiązań i w którym dodatkowo rozlicza się ludzi nie za to, za co im się płaci. Natomiast prawdziwym dramatem jest rażąco niski poziom przejrzystości funkcjonowania służby publicznej w porównaniu chociażby ze spółką publiczną.
Niestety, wiodący wątek debaty publicznej jest wątkiem raczej pobocznym i mało istotnym. Nagle się okazało, że podstawowym kryterium oceny pracy posłów jest liczba kilometrów przejechanych w celach służbowych samochodem prywatnym. Nie zaangażowanie w prace Sejmu, jej jakość, obecność na posiedzeniach, ocena merytoryczna działań i zaniechań, ale kilometraż właśnie. Ważne jest tylko to, ile kto dostał z sejmowej kasy ekwiwalentu za...