Prezesi giełdowych spółek zarabiają tyle, ile zarabiają tylko dlatego, że sami ustalają sobie płace. Z pewnością bowiem ich wielomilionowych nieraz poborów nie uzasadnia ich produktywność – twierdzi w „Kapitale w XXI wieku" Thomas Piketty. Badania B.D. Nguyena i K.M. Nielsena, opisane na łamach „Management Science", rzucają cień wątpliwości na ten popularny nie tylko na lewicy pogląd. Badacze przeanalizowali notowania spółek tuż po nagłej śmierci urzędującego prezesa, do czego w USA w latach 1991–2008 doszło 149 razy. Przyjęli, że za przepłacanego można uznać prezesa zarabiającego więcej od kolegów z podobnych spółek, ale nie podnoszącego o tę premię rynkowej wartości firmy. Po śmierci takiego szefa akcje jego firmy powinny drożeć na fali oczekiwań inwestorów, że jego następca będzie opłacany przeciętnie. Według tej definicji przepłacanych było tylko 42 proc. świętej pamięci prezesów.