Inwestor Mark Spitznagel postanowił pomóc mieszkańcom podupadłego Detroit. Jego pomysł na rewitalizację miasta opiera się na kozach. Do jednej z najbardziej zdewastowanych dzielnic przywiózł 20 takich zwierząt z własnej farmy w Northport, na drugim końcu stanu Michigan.
– To jest eksperyment w dziedzinie miejskiego rolnictwa. Kozy doskonale nadają się do kształtowania krajobrazu – tłumaczy zarządzający funduszem hedgingowym Universa. Zatrudnienie w Detroit kóz w roli „żywych kosiarek" to pomysł dość ekscentryczny, ale 43-letni Spitznagel nie jest typem, który trzyma się konwencji. Od początku swojej kariery inwestuje w straty, czyli gra na załamanie cen akcji. W 2008 r. zapewniło mu to 115-proc. stopę zwrotu. Później głównie straty. A pomoc Detroit może się okazać trudniejsza niż gra na giełdzie. Władze miasta nie będą zapewne zachwycone widokiem zwierząt na ulicach.