– Protestujący są wciąż na etapie artykułowania oburzenia. Gdy przyjdzie do formułowania postulatów, może się okazać, że ruchy w różnych częściach świata nie są tak jednolite, jak to dziś wygląda – ocenia socjolog Andrzej Rychard. Czy ruch „oburzonych" może doprowadzić do rewolucyjnych zmian w społeczeństwie i gospodarce? Biorąc pod uwagę, kim są uczestnicy demonstracji na Wall Street i w europejskich stolicach, wydaje się to wątpliwe. Przeciwnicy mówią, że to „znudzone dzieci bogatych rodziców".