Byłem w życiu świadkiem powstawania wielu dziwnych regulacji, ale tym razem proces legislacyjny wzniósł się w zupełnie inny wymiar. Widać tu wyraźnie podejście podobne do przepisów dotyczących wycinki drzew – najpierw wytniemy, a potem ewentualnie wrócimy do wcześniejszych rozwiązań. Tylko że konsekwencje są inne, bo drzewa za 50 lat odrosną, a rynek kapitałowy po takiej wycince już się nie odrodzi.
Ten inny wymiar procesu legislacyjnego polega na tym, że pojawiły się trzy nowe czynniki: świadomość popełniania błędu, absolutna uległość wobec Komisji Europejskiej i brak beneficjentów zepsucia regulacji. Po raz pierwszy brałem udział w takim procesie powstawania regulacji, którego wszyscy uczestnicy mają świadomość szkodliwości wprowadzanego rozwiązania, a mimo to w nie brną. W poniedziałek odbyło się posiedzenie komisji senackiej de facto zamykające proces legislacyjny implementacji unijnego rozporządzenia MAR i przyjmujące zapisane tam wysokości sankcji. Osoby zaangażowane w tworzenie tych przepisów doskonale wiedzą, że kary określone dla największych podmiotów działających na największych rynkach są całkowicie oderwane od wielkości rynku polskiego i wartości ewentualnych nadużyć, które mogłyby się na nim zdarzyć.
Skoro tak, to po co ta...