Polska dramatycznie się starzeje – czytamy i słyszymy coraz częściej. Przez przyspieszający proces starzenia się społeczeństwa wkrótce zacznie nam brakować środków na wypłatę adekwatnie wysokich emerytur, koszty publicznej ochrony zdrowia poszybują ku niebu, a coraz mniej liczne pokolenia pracujących będą musiały liczyć się z tym, że na ich barki nałożone zostaną gigantyczne ciężary fiskalne, by możliwe było podtrzymanie funkcjonowania państwa. Wizja katastrofy demograficznej może budzić przerażenie, ale na ogół traktujemy ją jako dość odległą perspektywę – problem na przyszłość, który nie ma jeszcze przełożenia na bieżącą sytuację. Szkopuł w tym, że kiepska demografia już teraz jest kulą u nogi naszej gospodarki, w coraz wyraźniejszy sposób spowalniającą jej wzrost.
Trzeba jednak przyznać, że traktowanie starzenia się społeczeństwa jako problemu, którego dotkliwych skutków będziemy doświadczać dopiero za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, nie jest pozbawione podstaw. Wprawdzie wskaźniki dzietności mamy w Polsce bardzo niskie, jednak wciąż pozostajemy jednym z młodszych społeczeństw Unii Europejskiej. Świadczy o tym choćby najbardziej podstawowa z miar, czyli mediana wieku ludności. I ile w 2015 r. połowa Polaków była w wieku co najmniej 39,6 roku, w przypadku Niemiec ta wartość wieku...