Nie jest to pierwszy ani z pewnością ostatni przypadek upadłości spółki z Catalyst. Bardzo długo jej obligacje cieszyły się powodzeniem wśród inwestorów – głównie detalicznych – także na rynku wtórnym i wydawało się, że były ku temu realne powody. Na koniec 2013 r. aktywa grupy wynosiły 565 mln zł, a zobowiązania podliczono na 106 mln zł. Wskaźnik ogólnego zadłużenia wynosił mniej niż 19 proc. – bodaj żadna inna spółka na Catalyst nie mogła się pochwalić tak niskim wskaźnikiem zadłużenia. W 2013 r. zysk operacyjny PCZ sięgnął 41,5 mln zł – gdyby wynik był powtarzalny, całe zobowiązania finansowe mogłyby zostać spłacone w krócej niż dwa lata. Na pierwszy rzut oka – duży majątek, w niewielkim stopniu oparty na kredycie, i do tego zyski dające niemal gwarancję terminowej spłaty wszystkich zobowiązań. Czego chcieć więcej?
Papierowy gigant
A jednak doświadczony inwestor, rozważając inwestycje w obligacje PCZ, powinien postawić sobie kilka pytań kontrolnych. Na przykład o to, dlaczego, będąc firmą w tak znakomitej kondycji, PCZ płaciło za obligacje stawki, jakie oferują tylko firmy przyparte do muru lub start-upy? Oprocentowanie sześciu wciąż notowanych, lecz zawieszonych na Catalyst serii sięga od 9,4 do 11 proc. (w istocie są to najwyżej obecnie oprocentowane obligacje notowane na Catalyst). Pytanie jest aktualne także dla emisji przeprowadzonych w...