Kazimierz Nowak, polski podróżnik z okresu międzywojennego, w jednej ze swoich relacji z rowerowych peregrynacji po Afryce, wspominał o lokalnym sklepiku sprzedającym zwykłą „japońską tandetę". Dobrze zapamiętałem to sformułowanie, bo ukazuje ono, że w gruncie rzeczy w nie tak znów odległej przeszłości produkty z kraju Kwitnącej Wiśni wcale nie były symbolem najwyższej jakości i technicznego zaawansowania. Wprost przeciwnie, kojarzyły się, mówiąc dość oględnie, raczej z tanim i byle jakim asortymentem.
Przypomniałem sobie o tym parę tygodni temu, przeglądając internetowe strony importera przeróżnych chińskich wyrobów. Rzeczony importer zaklinał się na wszelkie świętości, że sprzedawane przez niego wyroby to oryginalne i dobre chińskie produkty, nie zaś tania i wątpliwej jakości produkcja z Pakistanu. Oba powyższe wydarzenia, choć tak odległe w czasie, są...