Styczeń był szóstym miesiącem z rzędu, w którym spadała liczba otwartych rachunków inwestycyjnych. Ubyło ich prawie 6,7 tys. Nie dziwią więc minorowe nastroje w domach maklerskich. Co gorsze, brokerzy sami niewiele mogą zrobić. – Pole manewru przy pozyskiwaniu nowych klientów jest dość ograniczone. To, czego tak naprawdę potrzebuje giełda, a także domy maklerskie, to koniunktura, optymizm społeczny, akceptacja ryzyka i to, by o inwestycjach giełdowych mówiono nie tylko w specjalistycznych tytułach – przyznaje Roland Paszkiewicz, szef działu analiz CDM Pekao.