Mamy początek roku, czyli czas, kiedy (jak co roku o tej porze) każdy ekonomista, analityk, wróżbita i wieszczbiarz zaczyna odczuwać silną, atawistyczną wręcz chęć podzielenia się przewidywaniami na kolejne 12 miesięcy. Nic więc dziwnego, że media aż mienią się od wszelkiego rodzaju przewidywań, prognoz, auspicjów i horoskopów. Zarówno optymistycznych, jak i pesymistycznych, zarówno odważnych, jak i zupełnie nijakich. Jest tego tyle, że każdy może znaleźć coś, co mu się spodoba. Choć lwia część z odbiorców i tak zapewne da wiarę tzw. konsensusowi, czyli temu, co obstawia większość zawodowych wróżbiarzy. I tu właśnie zaczynają się schody, a dokładniej potrzeba zachowania większej niż zwykle czujności. Przypomniała mi o tym pewna historyjka, której niedawno doświadczyłem.
Parę dni temu postanowiłem pójść na trening. Był dzień wolny, więc by nie tracić całego...