Przed laty nękała polski rynek plaga tzw. parkingowych walnych zgromadzeń. Były one owocem awantur. Albo nie wpuszczano na zgromadzenie części akcjonariatu, albo do rozłamu dochodziło już podczas zgromadzenia i część akcjonariuszy opuszczała salę obrad. Akcja przenosiła się na parking, gdzie skłóceni z resztą akcjonariusze (teraz portale internetowe nazywają niezadowolonych „protestantami") konstytuowali się jako jedyne prawidłowe walne zgromadzenie, mieli przecież ze sobą sprowadzonego na taką okoliczność notariusza, który skwapliwie protokołował uchwały, odwoływali radę nadzorczą i powoływali swoją, a ta rada niezwłocznie odwoływała zarząd i powoływała swój.
Dalej sytuacja toczyła się pod dyktando ochroniarzy, którzy nie czekając na sąd rejestrowy, sami decydowali, którą radę,...