Jeszcze dziesięć lat temu większość polskich inwestorów nie znała rynku forex. Był on bowiem zarezerwowany dla dużych instytucji, jak banki komercyjne i fundusze inwestycyjne, które obracały wielomilionowymi kwotami. Klient detaliczny, z racji chudszego portfela, dostępu do tego rynku nie posiadał.
Z biegiem lat sytuacja zaczęła się jednak zmieniać. Brokerzy zauważyli, że warszawska giełda, która w ofercie instrumentów pochodnych miała tylko kontrakty terminowe na WIG20, to za mało dla graczy znad Wisły. Inwestorzy potrzebowali dostępu do innych rynków, by móc dywersyfikować portfel i szukać okazji do zyskownych transakcji. Brokerzy odpowiedzieli na te potrzeby obniżeniem wymaganych depozytów i stworzeniem specjalnych platform transakcyjnych. W ten sposób z rynku typowo hurtowego forex zmienił się w rynek dostępny dla detalu.
Szybko przyciągnął on tłumy inwestorów. Kusił i nadal kusi szeroką ofertą instrumentów finansowych, możliwością handlu 24 godziny na dobę przez pięć dni w tygodniu oraz dostępem do potężnej dźwigni, popularnie zwanej lewarem. Na graczy, zwłaszcza początkujących, wszystko to działa jak lep na muchy. Niestety, dla większości z nich to działanie bywa zabójcze. Rozpoczynają bowiem przygodę z rynkiem bez...