Obserwując zachowanie warszawskiej giełdy i porównując je z zachowaniem parkietów we Frankfurcie, Paryżu, Londynie czy Nowym Jorku, można odnieść wrażenie, że to dwa różne światy. A przynajmniej dwa różne giełdowe okresy. Podczas gdy w Warszawie wciąż jest jesień 2011 roku, gdy inwestorzy panicznie obawiali się eskalacji kryzysu zadłużenia w strefie euro, a docelowo nawet rozpadu tego organizmu gospodarczego (i, co się się z tym wiąże, również gwałtownego spowolnienia polskiej gospodarki), na Wall Street...