W ostatnich dniach ponownie uaktywnili się zwolennicy podwyżek stóp procentowych, choć akurat dwójka sierpniowych jastrzębi, czyli Zyta Gilowska i Adam Glapiński, przystroiła się w gołębie piórka. Ale oczywiście każdy wie, że gdy jest wysoki wzrost gospodarczy, to za chwilę będzie wysoka inflacja, a gdy wysoka inflacja ante portas, to stopy po prostu muszą być wyższe. I basta. Wtedy inflacja spadnie. Czyż nie?
Nie wiem, jak niektórzy z jastrzębich członków RPP wyobrażają sobie mechanizm transmisji polityki pieniężnej na realną sferę gospodarki i inflację, bo nie podzielili się wiedzą na ten temat. Myślę jednak, że zgodziliby się ze stwierdzeniem, że istnieją (przynajmniej w teorii) trzy kanały transmisji. Po pierwsze wyższe stopy procentowe powodują obniżenie oczekiwań inflacyjnych przedsiębiorstw i gospodarstw domowych (choć akurat w przypadku Polski nie ma na to silnych dowodów). Dzieje się tak, ponieważ po drugie – wyższe stopy procentowe zwiększają koszt już udzielonych kredytów o zmiennym oprocentowaniu, a więc ograniczają dochód do dyspozycji, który może zostać skonsumowany lub zainwestowany.
Z kolei niższe inwestycje i niższa konsumpcja, czyli niższy popyt, ograniczają presję cenową. Presja ta dodatkowo słabnie, ponieważ po trzecie – wyższe stopy, czyli wyższa różnica w stopach procentowych pomiędzy Polską a innymi krajami, prowadzą do większego...