Niewielu przewidziało internetową hossę
W jednym wszyscy są zgodni ? internetowa hossa przyszła do Polski ze Stanów Zjednoczonych. Jednak towarzyszące jej okoliczności są ciągiem wydarzeń, których analizy można dokonać dopiero z obecnej perspektywy. Choć mała to pociecha dla inwestorów, którzy w ostatnich tygodniach stracili na spółkach IT, to jednak wnioski na przyszłość mogą być ciekawe.
Podobnie jak większość hoss, także polska e-hossa rodziła się w atmosferze powątpiewania. Kiedy akcje spółek informatycznych zaczęły drożeć, większość analityków wyrażała przekonanie, że wzrosty są krótkotrwałe i napędzane głównie przez spekulacyjny kapitał krajowy.Warszawska giełda przełamała trwający od lata 1999 r. trend spadkowy już w listopadzie ub.r. Nastroje na parkiecie były wówczas jednak na tyle złe, że mało kto zwracał uwagę, iż w USA wszyscy już od dawna mówią o internecie, akcje spółek zaś przynoszą od dawna krociowe zyski. Co więcej, mało kto wierzył, że wkrótce nastąpią jakiekolwiek wzrosty. Słowem, podręcznikowe dno bessy.W grudniu, kiedy akcje w Warszawie szły już do góry, na rynku panował ogólny strach przed tzw. problemem roku 2000, notabene doskonale wykorzystanym marketingowo przez producentów komputerów i oprogramowania. Obawy przed PR 2000 skłaniały wielu analityków do prognoz...