Przed dziesięciu laty podjęto w Polsce dyskusję o niezależnych członkach rad nadzorczych. Jedni dostrzegli potrzebę wprowadzenia ich do rad, przynajmniej w spółkach notowanych na GPW. Inni oponowali, najczęściej po omacku, ponieważ nie zdawali sobie sprawy, jakimi przymiotami cechuje się ów niezależny członek.
Twierdzono więc, na przemian, że wszyscy członkowie rad są niezależni – a to charakterem, stanem ducha, silną osobowością – bądź, że nikt nie jest całkiem niezależny, skoro pobiera od spółki pieniądze. Echa tych argumentów słyszy się jeszcze dzisiaj… Dopiero z czasem na rynek dotarło zrozumienie, że chodzi o niezależność członków rady nadzorczej od spółki i jej znaczących akcjonariuszy....