Trwa na naszych łamach dyskusja o licencjach dla maklerów i doradców inwestycyjnych. Ostatnio głos zabrał Grzegorz Zalewski („Doradca dla Kowalskiego i >>słup<< dla formalności”, „Parkiet” 26–27 czerwca).
Zgadzam się z nim, że nie jest to już problem pierwszoplanowy. Bez względu na to, czy rynek zostanie zliberalizowany czy nie, będzie się rozwijał – podobnie jak w ostatnich latach. Nie podoba mi się praktyka zatrudniania przez instytucje finansowe „słupów” z licencją – zawsze gdy chodzi tylko o to, aby dopełnić formalności, mamy do czynienia po prostu z fikcją i zbędną biurokracją. Trudno znaleźć w tym jakiś sens.
Jednak doceniam kompetencje doradców inwestycyjnych i maklerów. Ale też kompetencje osób zatrudnionych w sektorze finansowym w ogóle. Moim zdaniem zasadniczo są one bardzo wysokie – bez względu na oficjalne tytuły – i jest to jedna z największych wartości naszego rynku.Na szczęście dostęp do zawodu maklera i doradcy nie został nigdy zamknięty.
Nie było i nie ma tu takich praktyk...