Działalność podejmuje coraz więcej firm o nazwach zaczerpniętych wprost z podręczników historii. Pytanie, czy w ten sposób sądy rejestrowe tchnęły życie w dziesiątki, a może już setki autentycznych, przedwojennych przedsiębiorstw, czy też chodzi tylko o nędzne „podróbki”.
Sprawa jest skomplikowana i kontrowersyjna. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby za reaktywacją stali wyłącznie przedwojenni akcjonariusze lub ich spadkobiercy albo innej natury następcy, którzy legalnie i prawidłowo wstąpili w prawa dawnych właścicieli i tym samym mogą zasadnie żądać proporcjonalnego (!) udziału w dawnym interesie. Przedwojenni właściciele lub też ich potomni mają prawo upominać się o swoje.
Więcej, uczciwe państwo powinno wreszcie uwolnić się od roli pasera i jeśli istnieje taka możliwość, w naturze zwrócić zagrabiony po wojnie majątek. Jeśli taka restytucja z jakichś powodów nie jest możliwa – musi pomyśleć o odszkodowaniu. Ta kwestia pozostaje nierozwiązana od upadku ustroju powszechnej szczęśliwości. A jak to zwykle bywa, gdy problemy zamiata się pod dywan, mnożą się one i obrastają patologią. Na liście wskrzeszonych spółek mogą być lub już są...