Z ROBERTEM NEJMANEM m.in. o jego filozofii inwestowania, metodach analizy rynku,karierze doradcy i ryzyku inwestowania na rynku akcji rozmawia PIOTR WĄSOWSKI
Bessa na giełdzie w latach 1997-1998 spowodowała poważne zamieszanie. Większość inwestorów straciła pieniądze. Podobne wyniki osiągnęły fundusze inwestycyjne. Towarzystwa zarządzające tymi funduszami tłumaczyły się, że jak akcje zniżkują, to nie można uchronić się przed stratami. Jedynym wyjątkiem były fundusze TFI DWS zarządzane przez Roberta Nejmana. Okazało się, że można sprzedać część akcji na początku bessy, by uniknąć strat. Inwestorzy przekonali się, że wyniki inwestycyjne zależą od metod stosowanych przez zarządzających. Robert Nejman jako jeden z nielicznych otwarcie i odważnie przyznaje, że stara się dopasować do rynku i ograniczać straty.- W jaki sposób rozpoczął Pan swoją karierę na rynku?- Pod koniec lat 80., gdy w Polsce zaczynały się przemiany wolnorynkowe, już wiedziałem, że interesuje mnie działalność gospodarcza. Podejmowałem różne działania w tym kierunku. Przy okazji okazało się, że nie najlepiej czuję się w bezpośrednich negocjacjach z innymi ludźmi. Po prostu nie lubię i nie potrafię się targować. Na polskim rynku akcji tego na szczęście nie ma. Patrzę w monitor i albo akceptuję oferowaną cenę, albo nie. Podoba mi się elektroniczny system handlu. Nie bardzo sobie wyobrażam siebie na tzw. rynku open outcry, gdzie każdą...