już 98. miesiąc prosperity - najdłuższy po II wojnie światowej okres nieprzerwanego wzrostu gospodarczego - przeżywają Stany Zjednoczone. Spada bezrobocie, produkt krajowy brutto rośnie w tempie 4-5% rocznie, wydajność pracy wzrasta szybciej niż PKB i płace, zlikwidowano deficyt budżetowy.
Na pierwszy rzut oka, nie wszystkie wskaźniki napawają optymizmem. USA są dzisiaj wprawdzie największym na świecie eksporterem, ale jeszcze większym importerem. Z wyjątkiem garstki państw, np. Libii czy Iranu, większość krajów ma nadwyżkę w handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Przeciętny miesięczny deficyt w handlu zagranicznym USA wynosi około 10 mld USD. Zgodnie z teorią ekonomii, aby doprowadzić do równowagi w wymianie handlowej, kurs dolara wobec innych walut powinien się obniżyć, co pobudziłoby eksport USA.Ku zaskoczeniu teoretyków, dolar trzyma się jednak mocno, a to za sprawą cudzoziemców, którzy za nadwyżkę kupują amerykańskie papiery wartościowe i nieruchomości. Nie bez znaczenia jest też zaufanie do "zielonego", który nawet w krajach wrogich USA traktowany jest z większym szacunkiem niż rodzime waluty. Biedni obywatele niestabilnych państw, którzy trzymają dolary w skarpetach i siennikach, w praktyce udzielają nie oprocentowanego kredytu Stanom Zjednoczonym, które mogą kupować towary i usługi, płacąc za nie zielonymi papierkami, których wyprodukowanie kosztuje...