Pewien biznesmen, zarządzający dużym przedsiębiorstwem, poszukiwał niedawno w instytucjach finansowych pieniędzy na zakup akcji jednej z giełdowych spółek (notabene właściciela kierowanej przezeń firmy). Zauważył dziwną prawidłowość: spotkania nie owocowały podpisaniem umów kredytowych, ale przynosiły zwyżkę kursu tejże spółki. Jej notowania - na pewien czas - gwałtownie spadły, bo biznesmen... zmienił biuro maklerskie. Lepiej poinformowani stracili swój największy atut.
Gdyby zrobić sondaż (wszak to bardzo popularna ostatnio zabawa), okazałoby się zapewne, że rozpoznawalność giełdy, niczym zachodnich marek, jest w społeczeństwie coraz wyższa. Jej działalność, rosnące kursy akcji czy ożywienie na rynku pierwotnym nic tu nie mają do rzeczy. To raczej zasługa firm z giełdą mocno kojarzonych. W tym sensie nieocenione - choć w pewnym sensie niedźwiedzie - usługi oddaje...