Pojęcie "ceny unijne" robi u nas zawrotną karierę. Kilka dni temu w jednym z programów informacyjnych pojawiła się wypowiedź eksperta, który zadał pytanie: "a co to właściwie są te ceny unijne"? I to jest właśnie sedno toczącej się coraz intensywniej dyskusji na temat cen po wejściu Polski do Unii Europejskiej.
Ze wszystkich stron zasypuje się nas opiniami, że po pierwszym maja 2004 roku będziemy musieli dostosować się do cen unijnych, czyli do czegoś, co tak naprawdę w zdecydowanej większości przypadków (żeby nie powiedzieć w prawie wszystkich przypadkach) nie istnieje. Nikt bowiem nikomu w Unii nie mówi, ile ma kosztować dany model samochodu, kilo marchewki albo wizyta u fryzjera. Jedynym wyjątkiem jest nieszczęsny cukier, którego zresztą zaczyna powoli w naszych sklepach...