Próba oceny naszej polskiej rzeczywistości niesie chyba ostatnio w sobie pewne niebezpieczeństwa. Oto podczas niedawnego urlopu zrobiłem sobie trzydniową przerwę w telewizyjnym poście (z najsilniejszym medium - tak publicznym, komercyjnym czy z Niepokalanowa - nie "kontaktuję się" już od ponad roku). Włączyłem odbiornik tv i znalazłem się w zielonym saloniku jednego ze stołecznych hoteli. A tam grono zacnych pań (moderowanych przez pana) rozmawiało o sprawach prawie ostatecznych, znaczy się bardzo istotnych. Między innymi o tym, że pojawiające się tu i ówdzie mało przychylne opinie na temat posłanki od czerwonych skarpetek i jej koleżanki (kiedyś były w nieformalnej koalicji) od kurwików w oczach, to nic innego jak antyfeministyczna nagonka. Nie wiem zatem, czy moje pisanie o niedawnym głosowaniu senatorów na temat podatku...