Diagnozowałem niedawno na łamach PARKIETU jednostkę chorobową o nazwie "regulacyjny obłęd", która toczy nasz parlament. Wiara w naprawianie świata na drodze mnożenia drobiazgowych przepisów rodzi upiorne skutki. Nie sposób się w tym połapać, a obywatel nie może zasłaniać się nieznajomością prawa. Ostatnio nasila się inna przypadłość, groźniejsza nawet niż biegunka legislacyjna. Mianowicie, regulacyjny populizm. Polega on na kreowaniu norm równie nierealnych jak 100 mln dla każdego. Penetruje głównie obszar zmian własnościowych,...