I co byśmy, biedni, zrobili bez naszych "emerytów"? Gdyby nie ich pot i łzy, nasz ukochany WIG20 dawno kolebałby się gdzieś w okolicach 800 punktów. A tak wali w bandę na pułapie ok. 1200 (co nie znaczy, że nie przeleci na drugą stronę...). Skąd mi przyszło do głowy te osiemset punktów? No więc stąd, że - by zachować jakąś relację do rynku globalnego - powinniśmy (głupio to brzmi, nie?) za jego przykładem zlecieć do październikowego dołka poniżej tysiąca punktów. A ponieważ za ryzyko (jakim obarczony jest nasz cherlawy rynek), należy się...