Co zostało z internetowych marzeń?
W grudniu miną dwa lata od początku internetowej hossy, która dotarła do nas zza oceanu. Jednym przyniosła duże pieniądze, drugim ? jeszcze większe straty, a wszystkim ? sporo emocji. Dziś mamy już za sobą pierwszą falę bankructw spółek, które miały być kurami znoszącymi złote jaja. Czas w wielu wypadkach brutalnie zweryfikował internetowe marzenia.
Początek internetowej hossy, przypadający na przełom 1999 i 2000 r., był tak naprawdę początkiem konsolidacji krajowego rynku TMT. Przewidując krociowe zyski, spółki, które nie posiadały w portfelu sieciowych aktywów, rozpoczęły wyścig w skupowaniu z rynku wszystkiego, co miało coś wspólnego z internetem. Z kolei nieliczni ?szczęśliwcy?, którzy w momencie rozpoczęcia tej swoistej gorączki złota XXI wieku dysponowali takimi aktywami, czekali na coraz wyższe oferty zakupu posiadanych pakietów akcji.Kolejne informacje o ?strategiach internetowych? i internetowych inwestycjach, zapowiedzi przyszłych debiutów na Nasdaq lub ? w najgorszym wypadku ? na frankfurckim Neuer Markt windowały w górę ceny akcji notowanych na giełdzie krajowych firm informatycznych (nie mylić z internetowymi, bo wtedy takowych na GPW nie było) nierzadko o kilkaset procent.Szybko jednak okazało się, że marzenia o internetowym eldorado można wsadzić między bajki i większość spółek...