Zastanawiając się nad tym, jakie to jeszcze kataklizmy musimy przetrwać, by doczekać się dna bessy i trwałego odwrócenia trendu spadkowego, doszedłem jakiś czas temu do wniosku, że w zestawie plag nie może zabraknąć powodzi i późniejszej suszy.
Ku memu przerażeniu potop przyszedł niczym grom z jasnego nieba. Lokalne, ale przecież bolesne powodzie już są. Teraz pewnie tylko patrzeć, jak ziemia popęka w sierpniowym skwarze... A potem droga do hossy na polskiej...