Miniony tydzień to pasmo coraz większego zniechęcenia i zmęczenia rynku. Jednocześnie nie ma objaw radykalnej paniki, wyprzedaży, która pozwoliłaby z czystym sumieniem (choć nie bez ryzyka) powiedzieć ? to koniec. A zatem nie koniec?
Najpierw trochę psychologii. Obserwując siebie, moich znajomych dookoła i cały rynek widzę wyraźnie, że zmęczenie obecną sytuacją jest już ogromne. Trudno zainteresować kogokolwiek nowymi pomysłami, których zresztą ze świecą szukać, bo jak tu coś wymyślać, kiedy taka sytuacja na giełdzie... itd. Z drugiej strony nie mamy do czynienia (niestety) z paniką, gwałtowną wyprzedażą, coraz szybciej spadającym rynkiem. Tak było w połowie października i wtedy zadanie było nieco łatwiejsze. Oczywiście, teraz mówi się to łatwo, ale widząc tempo spadków można było z niezłym prawdopodobieństwem...